Dzisiaj (23 czerwca) w sądzie rozpoczął się proces mieszkańca gminy Wojaszówka. Zanim jednak prokurator oczytał zarzut z aktu oskarżenia, sąd odczytał list matki zamordowanego J. M., jaki skierowała, z prośbą o zwolnienie jej z obowiązku złożenia zeznań przed sądem.
- Zabito mojego ukochanego syna, który był dla mnie oparciem i opoką. Był osobą lubianą przez lokalną społeczność, często pomagał innym w pracach gospodarskich. Nigdy nikomu nie wyrządził niczego złego. Syn pomagał mi, troszczył się o mnie każdego dnia i był dla mnie oparciem. Teraz straciłam mojego syna, oparcie i codzienną pomoc, jaką każdego dnia od niego otrzymywałam - napisała między innymi matka w liście do sądu.

Prokuratura oskarżyła Janusza T. o to, że w swoim budynku mieszkalnym w Łączkach Jagiellońskich, znajdując się w stanie nietrzeźwości (około 1,8 promila alkoholu), działając z zamiarem bezpośrednim pozbawienia życia J. M., dokonał jego zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem.
- Oskarżony, po uprzednim pobiciu swojej ofiary poprzez zadanie ciosów ręką oraz nogą po głowie i całym ciele, następnie używając siekiery, zadał J. M. trzy uderzenia obuchem w głowę. Gdy pokrzywdzony leżał bezbronnie na podłodze, napastnik używając nieustalonego narzędzia z ostrą krawędzią, o długości ostrza co najmniej 7 centymetrów, zadał mu kilkadziesiąt ciosów w okolice głowy. Pokrzywdzony doznał między innymi licznych ran ciętych i rąbanych głowy, w wyniku czego doszło do wykrwawienia i śmierci J. M. - powiedział prokurator Sławomir Merkwa, odczytując akt oskarżenia.
Zdaniem prokuratury, charakter obrażeń i mechanizm ich powstania, wskazuje, że oskarżony działał ze szczególnym okrucieństwem i zamiarem bezpośrednim.
Janusz T. nie przyznał się do popełnienia zarzuconego mu czynu i oświadczył, że nie będzie składał wyjaśnień. W związku z tym sąd odczytał jego wcześniejsze wyjaśnienia.
Oskarżony - kawaler, posiadający wyższe wykształcenie, mieszkał w swoim domu sam. Feralnej soboty (16 marca 2024 r.), w jednym ze swoich domów spotkał się z trzema swoimi znajomymi. Wśród nich był J. M. Osoby te zostały wynajęte przez Janusza T. do wykonania prac porządkowych w okolicy domu. Po zakończonej pracy zaprosił wszystkich na alkohol. Był on spożywany w kuchni. Po pewnym czasie w domu pozostał tylko gospodarz i J. M. Oskarżony zapamiętał, że M. zaczął mu grozić nożem.
- Zaczął mnie przy tym dusić i wymachiwać wobec mnie przyniesionym przez siebie nożem. Nie pamiętam z jakiego powodu na mnie się rzucił. Mam wrażenie, że było to w związku z nadmierną ilością alkoholu, jaki wypił. Nie przypominam sobie, abym go w jakikolwiek sposób prowokował. Nie wiem, skąd się siekiera znalazła w kuchni, zwykle był a w przedsionku.

W pewnym momencie między mną a J. M. doszło do szamotaniny. Musieliśmy się wzajemnie przepychać i przytrzymywać. W tym czasie J. M. trzymał cały czas w ręce nóż i był w tym czasie jakby w szale, w obłędzie. Miałem wrażenie, że chce mnie tym nożem ugodzić w okolice gardła i ja się broniłem. Nie pamiętam, co się działo potem. Nie przypominam sobie, abym J. M. ugodził siekierą. Później pamiętam, że leżał w kałuży krwi w kuchni. Byłem w szoku, wyszedłem na zewnątrz, do kogoś telefonowałem, ale nie wiem do kogo - wyjaśniał w trakcie pierwszego przesłuchania w KMP w Krośnie.
Na pytanie sądu, stwierdził, że nie podtrzymuje treści tych wyjaśnień, dodając, że na chwilę obecną nie wyjaśni w jakiej części ich nie podtrzymuje. Zastrzegł sobie, że w dalszej części postępowania złoży wyjaśnienia.
Podobne stanowisko zajął po odczytaniu jego wyjaśnień złożonych w prokuraturze i przed sądem podczas posiedzenia w temacie tymczasowego aresztowania.
Na dzisiejszej rozprawie zeznania złożyli pierwsi świadkowie. Kolejną rozprawę zaplanowano w połowie lipca br.
Nikt jeszcze nie skomentował. Bądź pierwszy!